Unia Europejska zakazuje ziołolecznictwa. Już nie wolno leczyć się ziołami?

Od dawna słychać było sygnały nawołujące do regulacji stosowania ziół w lecznictwie.

Pozornie parlamentarzyści zajęli się tematem w trosce o „nadużywanie ziół i preparatów ziołowych i przeświadczeniu pacjentów o ich nieszkodliwości z racji naturalnego pochodzenia”.

Sygnalizowano, że bez nadzoru ludzie stosują preparaty, o których myślą, że są absolutnie nieszkodliwe, ponieważ są naturalne. Wszyscy wiemy, że nie do końca tak jest, a niekóre preparaty mają dość silne działanie i nie powinny być nadużywane.

Jako przykłady podawano zioła takie jak echinacea (na przeziębienia), dziurawiec (depresja, niepokój) i waleriany stosowane przy bezsenności, które rzeczywiście w dużych ilościach mają skutki uboczne.

Ale przepisy zastosowano do całego sektora zielarskiego i produktów, w których w zdecydowanej większości trudno doszukać się jakiejkolwiek szkodliwości stosowania nawet w dużych ilościach.

Niemniej kraje Uni zostały zmuszone do wprowadzenia restrykcyjnych zasad sprzedaży ziół, które teraz podlegać mają procedurom rejestracji uprawniającej do sprzedaży. To oczywiście wypchnie z rynku wiele firm i preparatów ziołowych, stosowanych od zarania dziejów.

Tą regulację lobbowały koncerny farmaceutyczne, którym rynek lecznictwa odbierały preparaty ziołowe. Jak to wpłynie na rynek i czy utrudni wspomaganie leczenia ziołami? Wielu zwolenników medycyny naturalnej obawia się, że wiele preparatów po prostu przestanie być dostępnych.

Teraz już zawsze do gotowania ziemniaków będę wrzucać marchew. Naprawdę warto!

Trzyletnie dzieci mają cholesterol jak 60-latki. Nie dożyją nawet trzydziestki